Odbyły się ostatnio w warszawie dwie ważne wystawy winiarskie: „hiszpania nieodkryta” i „wines of argentina”. Oto krótkie sprawozdania z obu imprez.
Podczas wystawy win hiszpańskich prowadziłam degustację dla blogerów za tytułowaną „Hiszpania na polskim rynku”. Chciałam pokazać butelki reprezentujące tradycyjne i słynne regiony, jak Rioja, Priorat czy Ribera del Duero, ale tak że wina mniej oczywiste, które ostatnio za częły się w Polsce poja wiać.
Hiszpania, po zachłyśnięciu się w latach 80. szczepami między narodowymi, dziś bardzo dba o rewitalizację swoich lokalnych. Niektóre z nich, jak verdejo, stały się modne u nas. Piliś my jednak także wina ze szczepów mniej znanych. Na przykład z bobala – Añacal 2010 z posiadłości Dominio de la Vega, z regionu Utiel-Requena (dystr. Vino camino, 29 zł): wino soczyste, eksplodujące wiśniowym owocem i podkręcone pieprzem w finiszu. Piliśmy Blanco 2010 (ARDI, 68 zł) – kupaż treixadury, albariño, loureiro i godello z Coto de Gomariz, bodegi z galicyjskiej apelacji Ribeiro. Piliśmy też albariño z sąsiedniej Rías Baixas – Abadia de San Campio 2011 od Terras Gauda (Vininova, 74 zł). W obu przypadkach mieliśmy dowód nato, że w chłodniejszych hiszpańskich regionach powstają wielkie, głębokie, pełne oryginalnego charakteru wina białe.
Na koniec degustacji dla zabawy przeprowadziłam głosowanie na najlepsze wino. Wyniki zaskakujące. Wygrało niszowe Les Paradetes 2007 z Escoda Sanahuja, znajdującej się w peryferyjnej apelacji Conca de Barberà (Brix65, 112 zł). Dziki i nieokrzesany kupaż garnachy, mazuelo i sumoll tinto z uprawy biodynamicznej jest robiony bez dodatku siarki. Wpływa to na jego niekonwencjonalny bukiet (mokra sierść, pieczone buraki, wiśniowy lukier). Druga była Sherry Puerto Fino od Lustau (Mielżyński All Around Wine, 56 zł), która w swojej słoności, rosołowości i całkowitym braku owocu wydawać by się mogła antytezą współczesnych gustów. Fakt, była to degustacja dla znających się na rzeczy blogerów. Niemniej jej wyniki są znakiem, że rynek w Polsce robi się coraz bardziej otwarty. (ew)
Argentyna kojarzy się polskim winomanom z malbekiem. Z czym kojarzy się sam malbec? Z ciężkim, bogatym w alkohol, aromatycznym winem smakującym słodkimi owocami? Tego typu konotacje były jeszcze niedawno uprawnione. Degustacja „Wines of Argentina” temu zaprzecza. Do stolicy przyjechało kilkudziesięciu producentów spod Andów, a malbeki, które pokazali, wymykały się stereotypowi. Wielu winiarzy poszukuje wyżej położonych siedlisk. Pochodzące z nich wina są świeższe, mają wyższą kwasowość i często niższą za wartość alkoholu. Zatem, mimo że malbec na wystawie dominował, wina były zróżnicowane.
Po raz kolejny przekonaliśmy się, że flagowa argentyńska odmiana wypada znakomicie w kupażach z inny mi szczepami. Była też okazja,
aby spróbować białych win z odmiany torrontés. Królestwem tego szczepu jest region Salta na północy kraju, gdzie winnice są położone na wysokości co najmniej 1700 m n.p.m. Torrontés da je tam bardzo aromatyczne, rześkie, przypominające nie co muszkaty wina, które robią
karierę nie tylko w Argentynie. A oto sześć win, które spodobały mi się najbardziej. Białe: Torrontés 2011, Calchaqui Salta, Colomé; Félix Torrontés 2011, Cafayate, Félix Lavaque; Gala III 2010, Luján de Cuyo, Luigi Bosca. Czerwone: Finca Remota Malbec 2009, Valle de Uco, Mendel; Finca Altamira 2009, Mendoza (La Consulta – Valle de Uco), Acha val Ferrer; B Crux Blend 2008, Valle de Uco, O Fournier (tpb).